sobota, 12 marca 2016

Makijażowi ulubieńcy wszech czasów


Pierwszy wpis postanowiłam poświęcić kosmetykom do makijażu, które z powodzeniem mogę nazwać kolorówkowymi ulubieńcami wszech czasów. Każda kobieta ma w swojej kosmetyczce perełki, po które sięga od lat i z przyjemnością. Niby drobna rzecz-ulubiony kosmetyk, a jednak odgrywa duże znaczenie w naszym codziennym makijażu i co za tym idzie-wizerunku, pozytywnym postrzeganiem samej siebie w lustrze. 
Dzięki śledzeniu youtuberek, blogerek i portali poświęconych urodzie udało mi się natrafić na kilka absolutnych hitów kolorówkowych, którym jestem wierna od lat i jak tylko mi się skończą, kupuję bez zastanowienia kolejne opakowanie. Niektóre z tych kosmetyków znacie z blogosfery, ale są też takie, które odkryłam sama zupełnie przypadkiem. Być może moje wieloletnie hity posłużą i wam za inspirację:) Zapraszam do lektury!



Zacznę od oczu. Od mniej więcej dwóch lat posiadam w swojej kolekcji cień Catrice z serii Absolute Eye Color w odcieniu 400 My first Copperware Party. Podpatrzyłam go u jednej z vlogerek i jest to jedyna osoba, która o tym cieniu wspomniała, więc produkt nie jest popularny. Jak widać na załączonym zdjęciu, cień jest już dość mocno zdezelowany co świadczy tylko i wyłącznie o tym, że go uwielbiam:) To odcień pięknego, chłodnego brązu. Lekko połyskujący, trochę w rodzaju duochrome, ma w sobie minimalną poświatę fioletu, a przyjemniej ja ten fiolet dostrzegam;) Jest to cień z grypy tych, którym możemy wykonać cały makijaż oka, nakładając go na całą powiekę i blendując. Świetnie sprawdzi się też w załamaniu powieki oraz łączony z innymi cieniami. Uwielbiam go za łatwość, z jaką się go nakłada, nietuzinkowy efekt na powiece, trwałość, cenę (12 zł w Naturze) i minimalistyczne, kwadratowe opakowanie. Nic dodać, nic ująć:)



Będąc w okolicach oczu, skupię się teraz może na ich oprawie, czyli makijażu brwi, który niezmiennie od chyba 6 lat wykonuję za pomocą paletki do brwi Catrice Eyebrow Set. Na załączonym obrazku prezentuje się ona równie mocno "wymęczona";) Jest to moje drugie opakowanie i z pewnością będą następne. Odcień brązu cienia do brwi Catrce jest przepiękny-chłodny, wyrazisty, idealnie pasujący do mojej urody. Super trwałość i naturalny wygląd po nałożeniu na brwiach. Co ciekawe, pędzel dołączony do zestawu, pomimo, że malutki i z pozoru tandetny-sprawdza się idealnie na dość cienkich brwiach, takie jak moje:) Koszt też około 18 zł, co, biorąc pod uwagę fakt, że produkt starcza na parę lat codziennego używania, jest ogromną zaletą.



Kolejnym produktem jest żel do stylizacji brwi Lovely Brows Gel Creator. Mam odcień brązowy, ale pamiętam, że były również inne. Jest to co prawda nowość w szafie Lovely, ale formułą niczym nie rożni się od uwielbianego przeze mnie żelu z Wibo (dość znanego w sferze blogowej). To kosmetyk, po który sięgam już dwa lata i do tej pory nie miałam innego żelu do brwi. Taniutki (9 zł), świetnie utrwala włoski, przyciemnia, a przez to, że ma delikatny połysk, brwi sprawiają wrażenie gęstszych. Zarówno paletka jak i żel do brwi to moje must have. Moje naturalne brwi są tak jasne, że bez ich podkreślenia wyglądam strasznie (a przynajmniej ja siebie nie akceptuję;). Mogłabym wyjść bez żadnego makijażu, ale brwi muszę mieć umalowane-taki kompleks, niestety;) Ten niepozorny, malutki żel pomaga mi w codziennym akceptowaniu swojej twarzy:)



Będąc wciąż w obszarze okolic oczu nie mogę nie wspomnieć o korektorze Mac Pro Longwear Concealer, którego posiadam w odcieniu NC20. Jest to jedyny, wysokopółkowy kosmetyk w moim zbiorze. Kupiłam go będąc na lotnisku w Maladze w Hiszpanii. Od tamtej pory dam się za niego pokroić-przede wszystkim jeżeli chodzi o trwałość. Nic go nie ruszy spod oczu-ani płacz, ani tarcie, nie zbiera się w zmarszczkach, nie roluje. Krycie ma bardzo dobre, ale ja i tak muszę nałożyć minimum dwie warstwy. Mam ogromne sińce pod oczami (taka uroda;), w dodatku oczy często łzawią mi od wiatru, słońca czy sztucznego oświetlenia. Sięgam po ten korektor, kiedy potrzebuję czegoś niezawodnego-na specjalne okazje, lub kiedy wiem, że w makijażu przyjdzie mi spędzić cały dzień. Nie używam go codziennie codziennie-raz, ze względu na cenę (teraz kosztuje już 85 zł), dwa, że jest jednak dość ciężki i przy codziennym używaniu może wysuszać. Felerem jest pompka, która nabiera za dużo produktu, ale szybko można się nauczyć jej właściwej obsługi;) Jest to moje drugie opakowanie, które mi się kończy, a kolejny odcień, jaki zamówię, będzie NC15-ten wydaje mi się ciut za ciemny. 


Korektorem, po który sięgam na co dzień i jestem mu wierna od wieeelu lat, jest korektor L'Oreal Perfect Match w odcieniu 2 Vanilla (choć miałam już trzy odcienie tego kosmetyku). Używam go na co dzień, gdyż jest lżejszy niż ten z Maca, treściwy i nie wysuszający (można nawet powiedzieć, że leciutko nawilża). Pięknie się rozprowadza pod oczami, dobrze kryje (aczkolwiek ja zawsze potrzebuję kilku warstw), trwałość również niezła-ale nie wytrzyma łzawiących oczu, tarcia czy wielu godzin w makijażu. Praktycznie nie zbiera się w zmarszczkach (choć zdarzy mu się), jest bardzo wydajny. Jego regularna cena to niecałe 36 zł, więc niedużo jak na kosmetyk z L'Oreal. Ma udane, uniwersalne, beżowe odcienie, przy czym 1 jest baaardzo jasna (idealna dla bladziochów). Opakowanie na zdjęciu to już chyba moje 5 (?). Zawsze do niego wracam.


Teraz przejdziemy do twarzy. Kolejny kosmetyk z Catrice (to naprawdę dobra i niedroga firma:) - podkład All Matt Plus w odcieniu 010 Light Beige. Cudo, do którego wracam odkąd pojawił się na rynku. Przepiękny odcień neutralnego, wręcz szarawego beżu (bardzo unikatowy, jeśli chodzi o odcienie podkładów drogeryjnych), jasny, o pięknym wykończeniu, ale-uwaga-nie matowym! Nie wiem naprawdę kto nadał mu tą nazwę, po podkład jest raczej nawilżająco-rozświetlający. Trwały, pięknie się rozprowadza-pędzlem, dłonią, gąbką-czym chcecie. Współpracuje z każdym pudrem. Nie roluje się, daje stopniować, nie podkreśla suchych skórek, nie ciastkuje, ma średnie krycie. Pompka pozwala na dozowanie wszelkiej ilości produktu, jednak ma wadę-kiedy zostanie mniej więcej 1/4 opakowania ciężko wydobyć produkt, trzeba odkręcać zatyczkę z pompką. Jednak wybaczam mu to, bo jest świetnym kosmetykiem za niską cenę 27 zł. Dość szybko go ubywa, ale to kolejna rzecz, którą wybaczam:) Będę mu wierna i jak mi się skończy, z pewnością kupię kolejne opakowanie.



Kolejnym kosmetykiem, którego od paru lat mam jedno opakowanie (i nie wiem czy kupię kolejne, gdyż niestety go wycofali), jest nikomu chyba nieznany róż Debby Blush Case, w odcieniu 05 Plum Radiance. Trafiłam na niego przypadkiem w drogerii, której już nie ma w moim mieście. Kosmetyki firmy Debby widziałam też w Super-Pharm, ale jest to jednak nadal mało znana firma. Podobno to ten sam producent, który tworzy kosmetyki Pupa, a Debby jest tańszą wersją dla młodszej grupy wiekowej;) W każdym razie jest to najlepszy róż, jaki kiedykolwiek miałam! Ma odcień delikatnej śliwki, z domieszką bordo, fioletu i malutkimi drobinkami, które nie wyglądają tandetnie, ale przepięknie rozświetlają policzek. Jest wypiekany, ma marmurkową fakturę i jest niezwykle wydajny (mam go już ok. 4 lata). Opakowanie wygodne, poręczne. Róż jest mistrzem-ze względu na trwałość-utrzymuje się cały dzień, pasuje do każdego makijażu, wygląda naturalnie i jest z tych róży, który daje efekt trójwymiarowy. Nie potrzebujemy już rozświetlacza ani bronzera, nałożony poniżej miejsca, w którym nakładamy róż, a powyżej linii bronzera świetnie wygląda solo. Taki róż-duochrome, który jest niezawodny w każdej sytuacji. Szkoda, że go wycofali, mam nadzieje, że jeszcze kiedyś, gdzieś go dorwę. Zdjęcie niestety zupełnie nie oddaje koloru, wybaczcie słabe umiejętności fotograficzne:(


Na koniec kultowy kosmetyk, którego widok pewnie już wam się znudził;) Chodzi oczywiście o Mary-Lou Manizer od TheBalm. Długo czaiłam się na niego ze względu na cenę (ok 60 zł, w zależności od drogerii). Cieszę się, że jednak udało mi się przekonać samą siebie do jego zakupu. Mam go co prawda od niedawna (około roku), ale już tak go uwielbiam, że wiem, iż na pewno kupię następny. O tym rozświetlaczu powiedziano już chyba wszystko: że pięknie wygląda na policzku, jest trwały, wydajny, ma ciekawe opakowanie. Stał się moim makijażowym hitem i tylko dzięki niemu przekonałam się do używania rozświetlacza. Teraz gości w moim codziennym makijażu i nie zamienię go na żaden inny. Jeżeli ktoś z was również zastanawia się nad jego zakupem-to nie zastanawiajcie się dłużej, jest wart każdej ceny! Zachwycona nim kupiłam też osławiony bronzer Bahama Mama, z którym już niestety tak dobrze się nie dogaduję (ale o tym kiedy indziej;)


I to by było na tyle jeśli chodzi o moich wieloletnich ulubieńców. Na tej liście niedługo znajdą się kolejne, gdyż już natrafiłam na kosmetyki, po które zapewne sięgnę, jeżeli nie znajdę lepszych. Póki co wciąż je testuję, a im dłuższy czas do testów, tym opinia bardziej wiarygodna:) Powyższym hitom jestem wierna od minimum roku. Co ciekawe, w większości są to tanie kosmetyki, a zatem tanie, nie znaczy złe, co bardzo cieszy zarówno nas, jak i nasz portfel:)
Na koniec winna jestem przeprosiny-to mój pierwszy, merytoryczny wpis i z pewnością nie jest wolny od błędów. Już wiem, że zapomniałam o swatchach - teraz jest wieczór, ale postaram się nadrobić ten błąd i zrobić zdjęcia w dziennym świetle. Jakość fotek też pozostawia wiele do życzenia-wciąż zagłębiam tajniki (a może raczej podstawy) fotografii. Jako początkujący bloger jestem otwarta na wszelkie uwagi i sugestie:) Do zobaczenia w następnym wpisie!